3 grudnia 2001 roku zaprezentowany został pierwszy Segway. Miał on zrewolucjonizować transport miejski, jednak wysoka cena – prawie 5 tysięcy dolarów, oraz konstrukcja, która mogła przypaść do gustu jedynie technologicznym nerdom przesądziły o niezbyt ciepłym przyjęciu tego nowatorskiego pojazdu przez rynek. Na prawdziwą rewolucję transportu miejskiego musieliśmy czekać prawie 20 lat – dziś hulajnogi elektryczne zalały miasta na całym świecie, ułatwiając i uprzyjemniając przemieszczanie się po betonowych dżunglach.
Całkiem niedawno my również dołączyliśmy do tej elektrycznej rewolucji, po złapaniu e-hulajnogowego bakcyla podczas majówki. Chwilę później otrzymaliśmy od firmy 4Swiss dwie elektryczne hulajnogi, które intensywnie testowaliśmy przez ostatni miesiąc a ten tekst jest zbiorem naszych przemyśleń dotyczących samych hulajnóg Ex4 e-orange, oraz spostrzeżeń, dotyczących implikacji związanych z pojawieniem się elektrycznych hulajnóg w przestrzeni miejskiej.
Hulajnogi na minuty? Tak, ale…
Z wypożyczanymi elektrycznymi hulajnogami jest trochę tak, jak w związku – na początku wszystko jest piękne i kolorowe a później – w miarę upływu czasu na wierzch wychodzą wady, które zaczynają nas coraz bardziej drażnić. My po pierwszym obcowaniu z elektrycznymi hulajnogami byliśmy zachwyceni. Jednak w miarę coraz intensywniejszego wypożyczania hulajnóg, zaczęliśmy zauważać pewne niedoskonałości. Najbardziej drażniącym elementem były bardzo małe i bardzo twarde koła. Każdą nierówność czuliśmy aż nadto dobrze na własnej skórze i zębach, które ochoczo dzwoniły w rytm stukających o kostkę brukową kółek. Później zaczęliśmy zauważać, że bardzo wiele wypożyczanych przez nas hulajnóg była coraz bardziej rozklekotana, wydając przy każdej nierówności dosyć głośny dźwięk uderzających o siebie części metalu. Czasem jadąc, wizualizowałem sobie, jak moja hulajnoga pęka w połowie a ja ląduję z wybitymi zębami na betonie. Ciężko po takiej projekcji czerpać radość z jazdy…
A jeszcze później dołączył do tego aspekt finansowy – okazało się bowiem, że przez miesiąc przejeździliśmy prawie 200 złotych, co trochę przyhamowało częstotliwość naszych dalszych wypożyczeń.
Czy 10 calowe koła robią różnicę?
W pierwszych mailach od 4Swiss od razu zostaliśmy poinformowani, jaka jest główna zaleta hulajnóg EX4 e-orange: “Te duże, 10 calowe pompowane koła idealnie nadają się na polskie chodniki, pełne nierówności i dziur. Wysokie krawężniki nie będą już stanowić dla was problemu…” – zapewniał nas komunikat..
A później trafiłem na opis opon bezdętkowych do hulajnogi konkurencji. Brzmiał on mniej – więcej tak:
Opony ******* zapewniają odpowiednią przyczepność do podłoża i pozwalają na większą kontrolę podczas hamowania, co pozwala na korzystanie z mniej równych dróg, nierzadko niedostępnych dla opon dętkowych, ze względu na możliwość przebicia lub przetarcia.
Zacząłem rozkminiać ten komunikat, bo umówmy się – zwrot “nierzadko niedostępnych dla opon dętkowych” brzmiał conajmniej zuchwale.
– Przecież na zdrowy, chłopski rozum… – kminiłem dalej.
– A skąd wiesz? Może one są z jakichś turbo nowoczesnych polimerów robione – kłóciłem się sam ze sobą w myślach.
– No, ale przecież…
Ostatecznie hulajnogi się u nas pojawiły. Sprawdziliśmy empirycznie, kto miał rację i – eureka – pompowane 10-calówki rządzą! Już podczas pierwszej jazdy okazało się, że koła świetnie radzą sobie na brukowanej ulicy, którą mamy koło domu czy równie bezproblemowo przejadą po piaskowej drodze.
Zmiana nawyków.
Pojawienie się w naszym domu nowego środka transportu spowodowało odstawienie naszego samochodu na boczny tor. Korzystanie z auta ograniczyło się do weekendowych wypadów poza miasto. Nie ukrywamy, że bardzo nam się to spodobało, zarówno z powodu zminimalizowania wydatków jak i przyczynienia się do ograniczenia zanieczyszczania środowiska.
Korki? Przestały dla nas istnieć. Pomyśleć, że nie tak dawno temu spędzaliśmy mnóstwo czasu na dojazdach do pracy, przedszkola, sklepu, czy na zajęcia dodatkowe. Teraz wszędzie dojeżdżamy hulajnogami, ewentualnie połączeniem metro-hulajnoga, które sprawdza się w przypadku, kiedy jesteśmy całą ekipą. Zauważyłem, że odkąd korzystamy z naszych hulajnóg, jesteśmy jakby bardziej szczęśliwi. Wydaje się dziwne? Może tylko na pierwszy rzut oka, ale gdyby się nad tym dłużej zastanowić ma to sens. Kiedy jedziemy hulajnogą, to od nas zależy, jaką trasę obierzemy, co będziemy mijać, jakie widoki oglądać. Dodatkowo wiosną i latem, kiedy jest tak cudownie ciepło i słońce muska naszą skórę, podczas takiej jazdy wytwarzają się endorfiny. Nie jesteśmy zamknięci w aucie, metrze czy w autobusie.
O baterii i zasięgu.
Rzadko miewamy momenty bez dzieci, ale jeśli już takie są to śmigamy po mieście całymi dniami. Nie tak dawno temu zrobiliśmy sobie wycieczkę nad Wisłę, a z tamtąd pojechaliśmy na Wilanów, by zjeść sushi w naszej ulubionej knajpie. A skoro już jesteśmy przy temacie jedzenia, to warto tutaj wspomnieć, że tą hulajnogą mogą się poruszać osoby ważące do 150 kg, także mogliśmy jeść bez obaw, a potem ruszyć w drogę powrotną do domu.
Tego dnia zrobiliśmy przeszło 30 km, ale w przypadku hulajnóg 4 swiss nie jest to żaden problem. Dzięki wyjmowanej baterii można ją wszędzie bardzo sprawnie i szybko podładować i jechać dalej. O baterię pytało nas mnóstwo osób, głównie o to, jak często trzeba ją ładować i na ile kilometrów starcza pełne ładowanie. Tutaj wszystko zależy od tego jak ją użytkujemy. Producent zapewnia, że na jednym naładowaniu jesteśmy w stanie przejechać 25 km, co mniej – więcej pokrywa się z naszymi obserwacjami. My każdego dnia podłączamy je do ładowania wieczorem, by następnego dnia cieszyć się naładowanymi do pełna ogniwami. Jeśli ruszamy w trasę gdzieś dalej – zawsze zabieramy ze sobą ładowarki, by móc się podładować w trakcie przerwy na kawę lub posiłek.
Tryby jazdy.
Hulajnoga posiada trzy tryby prędkości: początkujący, normalny oraz sportowy. Przy pierwszym trybie zużycie energii jest najmniejsze, przy drugim najbardziej optymalne, natomiast przy ostatnim, kiedy to jedziemy pod górkę lub po prostu mamy ochotę poszaleć i rozpędzić się nawet do 25km/h zużycie energii będzie szybsze.
Dużym ułatwieniem jest tempomat, który został wbudowany w hulajnogę. Dzięki niemu możemy utrzymywać prędkość na stałym poziomie. Wygląda to tak, że prędkość z którą porusza się hulajnoga jest odczytywana przez specjalny algorytm , by po 6 sekundach ją ustabilizować i automatycznie podtrzymywać podczas dalszej jazdy. Kiedy chcemy zrezygnować z pomocy tempomatu wystarczy, że ponownie naciśniemy manetkę, lub użyjemy hamulca.
Oczywiście nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie przetestowali hulajnóg w ekstremalnych warunkach. Jeździliśmy nimi zarówno podczas deszczu jak i w 35-cio stopniowym upale, kiedy to pod górkę przewoziliśmy wcale niemałe siaty z zakupami. W każdych warunkach dawały dzielnie radę.
Bezpieczeństwo.
Jeżdżąc hulajnogą po chodnikach, nie uniknie się sytuacji, w których będziemy musieli nagle hamować. Nawet jadąc z największą ostrożnością nie wiesz, czy pieszy, do którego się zbliżasz, nie wykona niespodziewanie żadnego manewru. Kilka razy zdażyło mi się uniknąć zderzenia z gestykulującą energicznie ręką, kilka razy z psem i jeszcze kilka z rowerzystami. Na szczęście potrójny system hamulcowy świetnie sobie radził w każdej z tych sytuacji.
W związku z tym, że elektryczne hulajnogi pojawiły się relatywnie niedawno na polskich chodnikach, to i na oswojenie się z nimi przez dotychczasowych uczestników ruchu musimy jeszcze trochę poczekać. Pomimo ogólnie bezproblemowego jeżdżenia po Warszawie, zdarzało nam się usłyszeć inwektywy pod naszym adresem – zarówno od pieszych, jak i rowerzystów.
Skoro już jesteśmy przy temacie bezpieczeństwa, dorzucę tylko informację o tym, że hulajnoga ma odpowiednie oświetlenie, dzięki czemu jesteśmy dobrze widoczni na drodze, niezależnie od godziny. Warto również dodać, że do każdej zakupionej hulajnogi e-orange otrzymujemy kask w prezencie.
Podsumowanie.
Kiedy znajomi pytają nas o hulajnogi zgodnie odpowiadamy, że jesteśmy z nich bardzo zadowoleni. Ciężko byłoby nam znaleźć coś, do czego moglibyśmy się przyczepić. No dobra, Kafi po dłuższym namyśle znalazła – waga i kondycja. Na hulajnodze po prostu stajesz i jedziesz, nie ma co udawać, że się napracujesz i namęczysz, tak jak chociażby w przypadku jazdy rowerem czy nawet zwykłego spaceru.
Jeżeli temat Was zainteresował, to zapraszamy do naszego wideo – testu hulajnóg, prosto z lat 80!
Elektryczne hulajnogi szturmem zawojowały rynek i wcale się temu nie dziwimy. Dzięki nim, usprawniliśmy naszą miejską komunikację. Dojazd do pracy, na spotkanie, aktywności poza domem czy zwykła rekreacyjna przejażdżka stały się prawdziwą przyjemnością, z której korzystamy każdego dnia. Rewolucja już się zaczęła a my jesteśmy jej częścią. I dobrze nam z tym.
Wpis powstał przy współpracy z marką 4Swiss.
Dzięki za materiał. Szukam od dłuższego czasu prezentu dla męża i trafiłam właśnie na wasz wpis. Mam pytanie – jak jest z jakością wykonania hulajnogi? Czy nic się nie sypie po miesiącu, dwóch? Będę wdzięczna za odpowiedź.
Zdecydowanie warto wybrać hulajnogę bo jest to wygodne oraz praktyczne rozwiązanie. Sprzęt nie wymaga specjalnie wyznaczonego miejsca parkingowego – możesz zabrać go ze sobą i przechować w szatni lub nawet pod firmowym biurkiem! Aby nie pobrudzić przy tym odzieży, wystarczy zaopatrzyć się w specjalny pas, pasek lub pokrowiec do przenoszenia złożonej hulajnogi. Poza tym jest to bezpieczne bo przy pomocy hulajnogi mozna jeździć po chodnikach podczas gdy rowerem mozna jeździć jedynie po ulicach.
A wiadomo jacy są kierowcy w Polsce.
nie ma jej nigdzie do kupienia