Czy wiecie, że najczęściej zadawanym nam pytaniem jest to o nasz związek? A dokładnie o receptę na szczęśliwy związek. Czy nasz taki jest? Zdecydowanie tak. Dlaczego? Na to nie da się odpowiedzieć jednym zdaniem, wiele czynników ma na to wpływ. Możemy wspólnie przeanalizować te czynniki.
Zaufanie. To podstawa każdego związku. Bez tego nie ma szans zbudowanie długotrwałej relacji. U nas na przestrzeni ośmiu lat stażu, żadne z nas nie nadszarpnęło tego fundamentu. Dzięki temu nie patrzymy podejrzliwie w stronę partnera, który siedzi z nosem telefonie. Może coś czyta, może w coś gra a może przegląda zdjęcia. Nie wnikamy. Nie doszukujemy się nieistniejącej kochanki lub kochanka. A kiedy nasza partnerka idzie potańczyć z koleżankami, nie wysyłamy swojego kolegi, by ją śledził. Czy tego chcemy, czy nie — i tak ktoś ją będzie podrywał – w końcu jesteście świadomi, jak super wygląda. I tu płynnie możemy przejść do drugiej bardzo istotnej kwestii — wolności.
Wolność! Przestrzeń! Pasja!
Niby wyświechtane frazesy, a jednak odnoszę wrażenie graniczące z pewnością, że bardzo wiele osób ogranicza siebie nawzajem. Jak już są w związku to tak bardzo zatracają siebie, że chcą robić ze sobą dosłownie wszystko. Rezygnują tym samym ze swoich pasji, zainteresowań czy wychodzenia ze swoimi znajomymi. Wszystko staje się wspólne. A ja uważam, że jednak fajnie mieć i pielęgnować te rzeczy które robimy sami. I osobiście bardzo sobie cenię te momenty, które mam na pielęgnowanie moich pasji.
Nie wyobrażam sobie tego, że Martin uczestniczy w spotkaniach z moimi koleżankami, czy chodzi ze mną na moje zajęcia. Bez sensu. I to działa oczywiście w obie strony. Kiedy on mówi mi, że wieczorem wpada do niego kumpel pograć w Fifę, nie czuję za właściwe siedzieć z nimi. Mam swoje zajęcia i rzeczy, którymi chętnie zajmuję się w tym czasie.
Oczywiście fajnie jest też móc dzielić się super doświadczeniami — tak jak chociażby w moim ostatnim poście wspomniałam Wam, jak byliśmy na warsztatach z tantry dla par — to było naprawdę super. Jednak kiedy czujemy się w związku wolni, to nie korci nas, by robić coś głupiego — jak chociażby tak powszechne zdrady. Po co to robić, jak w naszym związku mamy wszystko, co jest nam potrzebne?
Na zdjęciu Wieloryb w Lesie. Na początku nie byłam zachwycona, że się pojawi w sypialni. W mojej wizji miała tam zawisnąć makata. Martin tłumaczył mi, że ten majestatyczny płetwal jest surrealistycznym snem, który śni nam się każdego dnia… zaraz po przebudzeniu.
Czasami ludzie doprowadzają się do takiego stanu, że czują, że już nie mogą oddychać. Nie mogłabym być w związku, w którym czułabym się ograniczona, gdzie nie mogłabym podejmować decyzji, stanowić o sobie samej, gdzie musiałabym się ze wszystkiego tłumaczyć. A dzięki temu, że obydwoje tak czujemy, nie ma dla nas problemu z dawaniem wolności i przestrzeni drugiej osobie. Wypad na weekend z koleżankami? Why not? Niedzielne granie w piłkę z kolegami? Luz. Mieliśmy tak od zawsze i mam wrażenie, że dzięki temu nie ma w naszym związku monotonii czy rutyny. Ba, my nadal jesteśmy siebie ciekawi!
Właśnie najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że posiadanie osobnych pasji, zainteresowań, przeżywanie samemu różnych doświadczeń powoduje to, że potem możemy o tym opowiadać i dzielić się wrażeniami. Ja uwielbiam jak Martin opowiada mi o tym, co fajnego obejrzał, przeczytał lub gdzie był. Zaufanie jest mocno skorelowane z wolnością. Kiedy komuś ufasz dajesz mu nieograniczoną swobodę, a to procentuje i wraca z nawiązką. Pies wiecznie trzymany na łańcuchu nie marzy o niczym innym, tylko o tym, by się z niego zerwać. I nawet jeśli jeszcze o tym nie wie, bo nie zaznał innego życia, to jak tylko zobaczy, że można inaczej, że może biegać wolno, to zapragnie tej wolności. Sorki za porównanie do psa — nie wiem czemu, ale wydało mi się idealne.
Empatia.
Przyświeca mi takie myślenie: traktuj innych tak, jakbyś sam chciał być traktowany. Wracam zmarźnięta do domu i marzę o ciepłej herbacie i termoforze, który mnie ogrzeje? Warto o tym pamiętać, gdy za jakiś czas nasz partner wróci zziębnięty. Przecież wcale nie musi nas o to prosić, a założę się, że jak zobaczy rozgrzewkowy zestaw powitalny, to na pewno zrobi mu się miło. Pomyślmy o tych, których kochamy i zatroszczmy się o nich.
W naszym związku nie ma “gierek”, a wiem, że u niektórych to standard. Nie wiem czy wiecie co mam na myśli. Gierki, zagrywki, uprawianie związkowej polityki — mogłabym coś zrobić, ale zakomunikuję, że nie mogłam, bo mi się nie chciało. Nie powiem czegoś, o czym wiem, by go potrzymać trochę w niepewności — a niech się trochę pozastanawia. Niech się domyśli, niech zrobi, niech ogarnie sam — taka umysłowa gimnastyka partnerska. U nas nie ma czegoś takiego. Jesteśmy teamem, drużyną i zawsze strzelamy do jednej bramki. Nie ma wykorzystywania drugiej osoby. Nie ma, że jedna osoba nie robi nic, a druga uwija się po łokcie.
Uwielbiam wspólny czas w kuchni. Te chwilki, w których Martin robi mi kawę a ja siedzę obok i gadam, jak najęta. Albo milczę. Co ciekawe — kawa smakuje mi dużo gorzej, gdy sama ją sobie zrobię. Też tak macie?
I tutaj super przykładem jest nasza przeprowadzka. W wakacje przeprowadzaliśmy się do nowego mieszkania. Ustaliliśmy wspólnie, że najlepiej będzie, jak w tym czasie wyjadę z dziewczynkami na działkę, żeby Martin mógł spokojnie pakować i przewozić rzeczy. I tak było. Ale kiedy dzwonił i opowiadał, jak po pracy do późnej nocy pakował kartony, było mi najzwyczajniej w świecie żal, że nie mogę mu pomóc. Po chwili już byłam w Warszawie. On chodził do pracy a ja z kolei probowałam ogarnąć ten armagedon i rozpakowywałam wszystkie kartony.
Drużyna Harmony!
Zawsze podśmiewuję się do wspomnień związanych z urządzaniem mieszkania, czy to obecnego, czy poprzedniego. Pewnie większość z Was ma podobnie — jest to bardzo trudne, by każdy był zadowolony w takim samym stopniu. Zawsze jest to sztuka kompromisu. No chyba, że tylko jedna osoba jest zaangażowana w urządzanie, ale to też wydaje mi się być bez sensu, bo przecież chodzi o wspólne tworzenie przestrzeni i o to, by każdy wniósł jakiś pierwiastek siebie w wystrój. U nas — jak to u dwóch lwów z artystyczną duszą — sztuka kompromisu była wystawiona na ciężką próbę.
Lubię tą ścianę i ten zestaw kolorów, który ładuje nas energią podczas dnia. Moim ulubionym jest Japan – być może dlatego, że zawsze fascynowały mnie Gejsze.
Inspiracje, które pokazywałam Martinowi w ogóle nie były w jego guście. Nie muszę chyba dodawać, że z kolei to, co on pokazywał mi, również nie należało do mojego pierwszego wyboru. Na szczęście mozolnie, drogą niekończonych się dywagacji i pertraktacji prawie się urządziliśmy. Jedyne z czym nie było problemów to kwiaty i plakaty — obydwoje bowiem wiedzieliśmy, że chcemy ich mieć dużo. Oczywiście problemy pojawiły się, gdy trzeba było je już wybrać, ale ostatecznie i z tym sobie poradziliśmy.
A to nasza ściana relaksu — patrzymy na nią, gdy leniuchujemy na kanapie. Znajdują się na niej grafiki, które kojarzą się nam z Indiami i Goa, za którym bardzo tęsknimy. Na zdjęciu wieszam właśnie plakat Teal Eye. Za ścianą relaksu znajdują się prace naszych dziewczyn.
Nasze ściany w domu są wynikiem ciężkich negocjacji — i ostatecznie połączenia tego, co każdemu z nas w duszy gra. Każdy dodał coś od siebie a w ostateczności i tak pojawiła się harmonia. W takiej przestrzeni czujemy się najlepiej, bo każdy z nas się z nią utożsamia.
Wspólne tworzenie przestrzeni jest bardzo ważne. Zupełnie nie wyobrażam sobie tego, że wchodzę do mieszkania i mam w nim… po prostu mieszkać. Do miejsca, które jest już urządzone według czyjegoś gustu, bez ważnych dla mnie przedmiotów. Jestem przekonana, że jak wspólnie tworzymy przestrzeń, która nam się obojgu podoba, to po prostu obydwoje dobrze się w niej czujemy. My uwielbiamy przebywać w naszym domu — czasem zdarza się tak, że Martin siedzi i coś tam grzebie w komputerze, a ja siedzę obok i sobie czytam książkę. Jesteśmy wciąż razem, w miejscu które lubimy, a jednak każde ma przestrzeń na robienie tego, na co ma ochotę. Ciekawa jestem czy potraficie sobie dawać tą przestrzeń?
Rozmowy.
Potrafimy gadać ze sobą godzinami i to o naprawdę przeróżnych rzeczach. Pojawiają się poważne rozkminy, ale też dużo żartujemy i często śmiejemy się sami z siebie. Właściwie to nie ma tematu, którego nie bylibyśmy w stanie przegadać, rozebrać na czynniki pierwsze i zastanowić się, skąd takie a nie inne podejście lub opinia na dany temat. Nie wiem jak to nazwać, ale to bardzo głębokie, bardzo oczyszczające i powodujące, że właściwie u nas nie ma napięć, nie ma sytuacji, które nas wkurzają i narastają w nas do momentu wybuchu. Dziwne co? Właściwie jak się nad tym zastanowić, to nie ma zbyt wielu rzeczy, do których mogłabym się dopieprzyć — nawet jakbym chciała się na siłę pokłócić.
W weekendy czas zwalnia a my możemy w końcu nacieszyć się sobą i wypić wspólnie poranną kawę…
Obowiązki również dzielimy. Nie wyobrażam sobie tego, że jedna osoba zajmuje się domem, a druga pracą zawodową i w związku z tym w domu nie zrobi nic i, co ostatecznie jest jak gość, którego trzeba obsłużyć. My nie mamy żadnych zasad spisanych na kartkach, kto co robi i kiedy. Robimy, kiedy możemy i to, co akurat wydaje się najbardziej pilne. Uzupełniamy się wzajemnie.
Ale wiecie, co jest dla mnie najważniejsze? Luz. Nie spinamy się za bardzo. Jakoś chyba nauczyliśmy, że jak trzeba zewrzeć pośladki, to to robimy i ogarniamy. Ale nie oczekujemy i nie oceniamy. Bardzo to sobie cenię. Oczywiście obydwoje lubimy, gdy w domu jest czysto, jak lodówka jest pełna a obiad ugotowany, ale… Nawet, jak jedno z nas jest w domu cały dzień, a wiemy, że miało inne zajęcia (na przykład praca przy kompie), to nie oczekujemy, że jakimś cudem inne rzeczy w domu też zostały ogarnięte.
A później trochę poflirtować. A wy? Flirtujecie z Waszymi partnerami?
Tak się teraz zastanawiam i jeszcze nigdy, przez tyle lat mieszkania jeszcze nie usłyszałam, że coś jest niezrobione, że nawaliłam, że nie dałam rady czegoś zrobić. Niestety, od moich znajomych wiem, że to wcale nie takie oczywiste. Często nasi partnerzy wychodzą do pracy i oczekują, że to po naszej stronie leży zajmowanie się dzieckiem, pranie, sprzątanie, gotowanie i robienie zakupów. A to chyba nie tak powinno wyglądać. Zawsze podkreślam, że praca w domu, to bardzo ciężka i syzyfowa robota. Jeśli już ją wykonujemy, fajnie, jak jest doceniona.
Szacunek.
Czasami bywa, choć wcale tego nie chcę, że jestem świadkiem, jak ludzie ze sobą rozmawiają, jak się do siebie zwracają, jakie temu towarzyszą gesty, ton głosu, ogólne emocje. Bywa, że nie dowierzam, jak tak można. Nie wyobrażam sobie mówić do kogoś podniesionym głosem, obrażać kogoś, poniżać, mówić w taki sposób, żeby upokorzyć czy przynieść wstyd drugiej osobie. U nas w domu to normalne, że mówimy “kochanie” czy “skarbie” – odnosząc się tak zarówno do siebie i jak i do dzieci, okazując w ten sposób swoje uczucia.
A po kawie pora ma wspólne wygłupy i obowiązkowe łaskotki.
Kolejny banał, ale… małe gesty składają się na nasze całe życie. A nas bardziej cieszą drobne gesty na codzień, niż te duże — od święta. Dla mnie zdecydowanie przyjemniejszy jest fakt wspólnego zasypiania, kiedy to jestem głaskana po głowie, niż rozłąka, którą miałaby mi wynagrodzić nowa torebka czy buty. Bardzo doceniam to, że Martin zrobi mi pyszną kawę, czy kupi kwiaty, które lubię. Bez okazji, tak po prostu.
Jak stworzyć udany związek?
Obydwoje przeżyliśmy już na tyle dużo, że naprawdę zdajemy sobie sprawę z tego co mamy, jak wiele osiągnęliśmy i jaki super związek sobie wypracowaliśmy. Zawsze mnie dziwi, z jaką łatwością ludzie odpuszczają, kiedy coś się nie układa. Potem nawiązują nową relacje, tworząc kolejny związek, który po jakimś czasie również nie wypala. A przecież udany związek wymaga pielęgnowania. Niby kolejny frazes, a jednak tak łatwo o tym zapomnieć w codziennej gonitwie i rutynie. I tutaj również nawiążę do mojej ostatniego wpisu — praca nad związkiem jest tak samo ważna, jak praca na sobą. Prawdopodobieństwo, że będzie się miało szczęśliwy i satysfakcjonujący związek, kiedy w środku — w nas samych — nie wszystko jest poukładane lub pozostaje nieodkryte, według mnie graniczy z cudem.
Partnerzy, przyjaciele, kochankowie, rodzice. Kolejność zupełnie przypadkowa…
Post ten powstał przy współpracy z marką Desenio, dlatego mogę Wam podarować kod zniżkowy 25% na plakaty* — wystarczy, że wpiszecie hasło: HARMONYLIFE, zniżka ważna jest do północy 30 stycznia.
*Z wyłączeniem ramek i plakatów z kategorii Handpicked/Collaborations/ Personalizowane
Ponadto polecam zaobserwowanie @desenio na Instagramie po więcej plakatowych inspiracji!
Dziękujemy pięknie Kasi z Fotowiniarscy za uwiecznienie naszych historii i wnętrz na zdjęciach.
Jesteście wielką inspiracją dla mnie – nie tylko w kontekście związku ale również w kwestii urządzania wnętrz <3.
Dziękujemy bardzo i cieszymy się, że możemy być źródłem inspiracji. A takie komentarze zawsze nas bardzo mobilizują do działania.
Trzeba też mieć w życiu szczęście spotkania na swej drodze dobrego człowieka. Bo niestety nic się nie wypracuje jeżeli jedno nie chce , albo jest niezdolne do żadnych pozytywnych uczuć. Ja męczę się tak już dwadzieścia lat. I przez te wszystkie lata żyłam nadzieją że mąż się zmieni. Jego zachowanie zmieniło się tuż po ślubie. Zaznaczam że przed ślubem był zupełnie kimś innym. Nigdy nie pokazał złości, agresji , starał się o mnie najbardziej jak mógł. Obecnie żyjemy pod jednym dachem i tylko tyle nas łączy. Wy dobraliscie się idealnie. Inni tego szczęścia nie mają ☹️
Wiemy, że jest bardzo dużo osób, tkwiących w toksycznych związkach w imię… No właśnie — w imię czego właściwie? Czasem brakuje nam katalizatora, który pomógłby podjąć decyzję o rozstaniu. Bo umówmy się — wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy, w tym również przy wyborze partnera. Niektórzy zostają dla dzieci — to też jest według mnie słaba opcja, bo tak naprawdę jaki model rodziny widzą wtedy dzieci? Wyprany z uczuć i emocji. Oczywiście, trochę spłycam temat, bo wiele kobiet nie zdecyduje się na rozstanie — chociażby ze względu na zależność finansową od partnera. Tak czy siak — przykro mi, że tak Ci się w życiu… Czytaj więcej »