Jak wiecie jestem dość aktywną osobą i nie ma dnia, żeby nie towarzyszyła mi joga, taniec czy spacer. Niedawno, przez kilka miesięcy dodatkowo robiłam przynajmniej 5 różnych treningów aerobowych. Oprócz pracy nad swoim ciałem, by jak najdłużej było sprawne, dbam o odpowiednią dietę. Regularnie wykonuję też badania lekarskie. Staram się podchodzić holistycznie do tematu zdrowia i jak już wydaje mi się, że sporo na ten temat wiem, to wtedy rzeczywistość weryfikuje moje poglądy.
Kiedy we wrześniu odezwała się do mnie Natalia z propozycją współpracy, od razu po przeczytaniu maila wiedziałam, że będę chciała się w to zaangażować. Dlaczego?
Natalia jest fizjoterapeutką pracującą w Polskim start-up’ie, który stworzył urządzenie do samodzielnego treningu mięśni dna miednicy w domu wraz z dedykowaną aplikacją mobilną, w której możemy śledzić progres ćwiczeń. Dodatkowo, PelviFly zapewnia kobietom dostęp do fizjoterapeutów uroginekologii, którzy mogą pomóc w opracowaniu bardziej szczegółowego i dopasowanego do osobistych potrzeb planu treningowego.
Po co ćwiczyć mięśnie dna miednicy?
Po pierwszym porodzie z niepokojem zauważyłam jak podczas kichania, śmiania się, czy podskoków z dzieckiem na piłce (o tym to śmiało mogłabym napisać osobny post) najzwyczajniej w świecie… popuszczam w majtki. Myślałam, że tak to ma być, a koleżanki i moja mama tylko utwierdzały mnie w tym przekonaniu. Okazuje się, że za nietrzymanie moczu odpowiedzialne są właśnie mięśnie dna miednicy, potocznie nazywane mięśniami Kegla a ich ćwiczenie pozwala zmierzyć się nie tylko z nietrzymaniem moczu, ale również ze zbyt luźną pochwą po porodzie, zwiększając przy tym wrażliwość na bodźce. Zresztą elastyczność pochwy, to jeden z czynników, które wpływają na satysfakcję z życia seksualnego, niezależnie od wieku. Dodatkowo, badania wskazują, że 4 na 5 kobiet, które cierpią na ból w dolnej części pleców, ma też problemy z nietrzymaniem moczu. Regularny trening mięśni dna miednicy pomaga pozbyć się bólu.
Urządzenie PelviFly testuję już od jakiegoś czasu i przyznaję, że na początku ciężko było u mnie z regularnością. I tutaj mam dla Was wskazówkę, by ćwiczenia z PelviFly potraktować, jak element porannej higieny, by weszło Wam w nawyk, jak mycie zębów. Po 12 tygodniach regularnych ćwiczeń powinnyście poczuć efekty.
Dlaczego poranną? Zauważyłam, że wtedy mam więcej siły, jestem mniej napięta i zestresowana, niż po całym intensywnym dniu. Zresztą mając dwójkę dzieci, wieczorem zawsze jest co robić. Kiedy zaczęłam robić treningi rano, wtedy jakoś łatwiej było mi trzymać się planu.
Poznałyście moją historię, oraz motywację do rozpoczęcia przygody z urządzeniem PelviFly, to może teraz opowiem Wam o samym urządzeniu.
Urządzenie PelviFly.
Przede wszystkim jest dyskretne, bardzo ciche i trochę przypomina niebieski wibrator. Wykonano je z medycznego silikonu, odpornego na działanie wody, także możemy bez problemu umyć je w kranie pod bieżącą wodą. Ma ekologiczną baterię ładowaną przez USB, która pozwala na kilka tygodni treningów.
PelviFly ma 9cm długości i prawie 4 cm szerokości, jednak podczas aplikacji do pochwy delikatnie upuszczamy z niego powietrze, wtedy automatycznie staje się mniejsze. Przed umiejscowieniem go w pochwie smarujemy końcowkę lubrykantem. PelviFly posiada czujniki i trzy rodzaje wibracji: 20 Hz, 50 Hz i wibracje biofeedback, w celu lepszej kontroli nad wykonywanym skurczem.
Po połączeniu PelviFly z aplikacją możemy monitorować pracę mięśni, weryfikując, czy wykonujemy ćwiczenia z właściwą siłą oraz czy utrzymujemy napięcie mięśni przez odpowiednio długi czas. Dzięki aplikacji można bez zakładania konta, zupełnie anonimowo wykonać test mięśni i zobaczyć swoje wyniki, a następnie aż przez 14 dni testować funkcjonalność aplikacji. Kiedy skończy się okres próbny można wybrać sobie jeden z trzech dostępnych pakietów.
Basic — są to bezpłatne treningi do samodzielnego ćwiczenia;
Smart — ćwiczenia wspierane przez zaawansowane algorytmy;
Care — indywidualna, zdalna opieka specjalisty tzw. PelviCoach.
O szczegółach poszczególnych pakietów przeczytacie więcej tutaj.
Z wizytą u fizjoterapeutki uroginekologicznej.
Ja na samym początku mojej przygody przetestowałam opcję Smart, jednak po jakimś czasie skorzystałam z teleopieki fizjoterapeutki uroginekologicznej (swoją drogą aż do tego momentu nie wiedziałam, że ktoś taki istnieje) i tak naprawdę zdecydowanie bardziej polecam taką opcję. Dlaczego?
Przede wszystko dlatego, że na samym początku dostałam do wykonania test, który potem został dokładnie opisany i wysłany na mojego maila. Na tej podstawie moje treningi zostały zmodyfikowane i dostosowane do wyników testu.
Kolejnym etapem była wizyta w gabinecie i osobiste poznanie przypisanej do mnie fizjoterapeutki. Ja byłam u mgr Aleksandry Polanowskiej Lenart, którą polecam Wam z całego serca. Nie wiem czy pamiętacie moje stories, które nagrywałam w dniu wizyty. Byłam pod ogromnym wrażeniem wiedzy pani Aleksandry, a także w szoku, ile nieodkrytych jeszcze tajemnic skrywa przede mną moje ciało.
Jak wyglądała taka wizyta? Rozmowa rozpoczęła się od dokładnego i obszernego wywiadu, w którym opowiadałam jaki mam tryb życia, czy ćwiczę, w jakiej pozycji pracuję, czy jestem zadowolona z mojego życia seksualnego, a także zostałam szczegółowo wypytana o moje dwa porody. Następnie pani Aleksandra obejrzała moją postawę, brzuch i miednicę z każdej możliwej strony, na stojąco i na leżąco. Później przystąpiła do badania przez pochwę. Musiała sprawdzić wytrzymałość oraz szybkość moich mięśni, co sprowadzało się do wykonywania poleceń np. zaciskania lub puszczania mięśni dna miednicy i odpowiedniego oddychania. I z tym oddychaniem miałam największy problem. Pani Aleksandra zbadała także mój stopień rozejścia mięśnia prostego brzucha. Tu, ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że jest całkiem nieźle, jak na dwa porody — mam rozejście na 1,5 palca, co podobno jest dobrym wynikiem. Badanie pokazało również, że mam bardzo silne mięśnie brzucha, co mogło być spowodowane wspomnianymi wcześniej ćwiczeniami, które systematycznie robiłam od początku roku.
Jak rozpocząć ćwiczenia z PelviFly?
Kiedy PelviFly połączy się z aplikacją, zostaniemy bardzo dokładnie i intuicyjnie przeprowadzeni przez ćwiczenia — naszym zadaniem jest wykonywanie poleceń, które widzimy na ekranie naszego telefonu. Na samym początku wykonujemy test, który pokaże w jakiej kondycji są nasze mięśnie. Test można powtarzać cyklicznie, by móc porównywać wyniki i postępy.
Po wykonanym teście, w naszej aplikacji pojawia się seria zaplanowanych dla nas treningów. Każdego dnia wykonujemy określone ćwiczenia, przed ich wykonywaniem zalecam dokładne zapoznanie się ze wszystkimi wskazówkami.
Tak jak wspomniałam na początku, treningi warto wykonywać codziennie, a już na pewno minimum 4- 5 razy w tygodniu. Z każdym tygodniem możemy zauważyć, jak nasze mięśnie zaczynają pięknie z nami współpracować. To co na początku okazywało się nie do wykonania, staje się po pewnym czasie możliwe. Zaczynamy uczyć się tego, jak rozluźnić nasze mięśnie, jak i kiedy je napiąć, by potem znów wprowadzić je w stan relaksu.
Jak wspomniałam wcześniej, lubię robić trening rano, tuż po porannej praktyce jogi, kiedy moje ciało jest rozluźnione. Zresztą sama aplikacja wyświetla wskazówkę, by przed treningiem poświęcić kilka minut na relaks i spokojny oddech, by ciało było jak najbardziej zrelaksowane.
Gram za pomocą mięśni Kegla!
Gdy pokazałam Martinowi jak wyglądają ćwiczenia, był mocno zaskoczony i stwierdził, że to super sprawa. Kiedy idę robić trening trochę się śmieję mówiąc, że “moja cipka idzie na plac zabaw” 😀 Nie wierzycie? No to zobaczcie: im mocniej zasikam mięśnie dna miednicy, tym wyżej leci rakieta. Chwilę później lekko odpuszczam i rakieta wlatuje do tunelu. Następnie znów zaciskam mięśnie, by przeleciała przez cały tunel, puszczam i lecę pod dolną linią. By nie było monotonnie, są jeszcze motylki, pszczółki i ośmiorniczki. Nudy nie ma — mówię Wam 🙂
Wydaje się proste? Możecie mi wierzyć, że wcale takie nie jest — przynajmniej na początku. Mi było bardzo ciężko zsynchronizować pracę moich mięśni z pojawiającymi się na ekranie obrazkami. Byłam trochę, jak Hanka, która pierwszy raz grała w wyścigi samochodowe i cały czas wypadała z trasy. Oczywiście z każdym kolejnym ćwiczeniem nabierałam wprawy, bo jak to mówią “trening czyni mistrza”. I choć do mistrza mi jeszcze daleko, to czuję, że jest coraz lepiej.
Ile to wszystko kosztuje?
Cieszę się bardzo, że kilka miesięcy temu odezwała się do mnie Natalia i, że mam to urządzenie. Uważam, że nad wszystkim można pracować, by to poprawić, ulepszyć, usprawnić. Każdego dnia staram się to robić. Skoro my kobiety chodzimy do fryzjera, na paznokcie, na siłownię, skoro robimy profilaktyczne badania lekarskie, ważne jest dla nas zdrowie, odpowiedni komfort a także jakość życia, nie zwlekajmy i z tym — zadbajmy o intymną sferę naszego ciała. Nikt inny za nas tego nie zrobi.
Kiedy nagrywałam stories i pokazywałam urządzenie PelviFly na Instagramie dostałam o nie sporo pytań, dlatego tym bardziej cieszę się, że mogę tu podzielić się z Wami moją zniżką którą dla Was dostałam.
W regularnej cenie urządzenie PelviFly- kGoal kosztuje 780 zł, a ja mam dla Was – 15% zniżki (czyli aż 117 zł mniej) na zakup urządzenia przy jednorazowej płatności. Żeby skorzystać z tej opcji wystarczy podczas składania zamówienia podać kod : harmony. Zamówienie złożycie klikając tutaj.
Ludzie pracujący w PelviFly są na tyle mili i elastyczni, że rozumieją, że ktoś może mieć problem z jednorazową płatnością, dlatego wyszli z propozycją rozłożenia płatności na raty. Macie do wyboru płatność rozłożoną na 6, 12 lub 24 miesiące. Wszystkie szczegóły znajdują się tutaj.
Dodatkowo super informacją jest fakt, że kiedy decydujecie się na zakup z mojego polecenia, otrzymujecie również bezpłatną konsultację online z fizjoterapeutą. Według mnie to fajny bonus, bo normalnie taka konsultacja to koszt 150 zł. Podczas rozmowy zostanie ustalony cel ćwiczeń, plan działania a także rekomendacje, jak zadbać o dno miednicy. Także do dzieła kobietki! Tak sobie myślę, że nadchodzące święta to doskonała okazja do zrobienia sobie prezentu, lub… napisania listu do Świętego Mikołaja 🙂