Co by było, gdyby Martin powiedział mi, że kocha mnie i jeszcze inną kobietę? Łatwo sobie wyobrazić scenariusz, kiedy kocha się jedną osobę, ale dwie na raz? Robi się to bardziej skomplikowane…Co by było, gdybym nagle, pewnego dnia poczuła, że to ja kocham kogoś jeszcze – mężczyznę lub kobietę (w tym momencie jest to bez większego znaczenia), i że nie wyobrażam sobie swojego życia bez tych osób. Chciałabym z nimi mieszkać, spędzać swój czas, żyć. Myśleliście kiedyś o takiej relacji?
Dużo słyszy się i mówi na temat zdrad. A to mąż zdradził żonę i odchodzi do kochanki, a to żona zdradza męża z sąsiadem zza ściany. Ale co w przypadku, kiedy poznajemy kogoś nowego i najzwyczajniej w świecie się zakochujemy nie przestając kochać osoby, z którą tworzymy obecny związek?
Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Zastanawiam się, czy wynika to z tego, że nie dopuszczamy do siebie myśli, że to w ogóle możliwe, etyczne? Od dziecka mamy przecież wpajany monogamistyczny wzór związków partnerskich. Mamy silnie zakorzenione poczucie tego, jak wypada żyć, a jedyny słuszny związek to ten pomiędzy mężczyzną a kobietą.
Wychowywani jesteśmy w kulturze zdominowanej przez kościół katolicki, który niezwykle ceni sobie postulat “kochaj bliźniego”. Ale słowa te nie dotyczą każdego. Nie każdego wypada nam przecież kochać. Tak sobie myślę, że kto o tym decyduje i z jakiego powodu podejmuje tą decyzję za nas?
I żeby od razu było jasne – Martin mi nie zaproponował trójkącika, ja jemu też nie. Co nie znaczy, że ja, jak to ja- wielka rozkmina, nie myślę o tym co by było, gdyby…
Do tych refleksji skłonił mnie niedawno przeczytany artykuł.
“Poznali się na wyjeździe. Ona była z nim i zakochała się w “tym trzecim”. Powiedziała partnerowi. Są razem we trójkę już sześć lat. Kiedy zapukali do moich drzwi, nie wiedziałem co robić.” – to fragment rozmowy Krystyny Romanowskiej z seksuologiem Michałem Pozdałem, który ukazał się w marcowym wydaniu Wysokie Obcasy Extra.
Nie ukrywam, że całą rozmowę przeczytałam jednym tchem, jadąc zaledwie dwie stacje metra. Temat dla mnie był na czasie, bo właśnie kilka dni temu, po cały dniu pracy odpaliłam Netflix’a i zaczęłam szukać czegoś lekkiego i odmóżdżającego po ciężkim dniu. Mój wybór padł na serial “You. Me. Her”.
O czym jest serial?
“Chcąc podkręcić temperaturę w związku, Jack (Greg Poehler) i Emma (Rachel Blanchard) decydują się na skorzystanie z usług Izzy (Priscilla Faia), studentki psychologii, która dorabia jako dziewczyna do towarzystwa. Sprawy komplikują się, kiedy to, co w zamierzeniu miało być czysto biznesową relacją, zmienia się w odwzajemnione (przez wszystkie trzy strony) uczucie. Bohaterowie obawiają się bowiem, że poliamoria nie jest czymś, co zaakceptują ich wścibscy sąsiedzi.”
Za poliamorystę uznaję się osobę, która jest związana z więcej niż jedną osobą w tym samym momencie, z wiedzą i akceptacją wszystkich zaangażowanych w związek osób. Relacje poliamorysty powinny opierać się na jasno określonych zasadach, a prowadzone związki powinny być zorientowane na uniwersalne wartości, takie jak szacunek, wzajemne zaufanie, równość. Poliamorysta powinien odznaczać się szczerością i umiejętnością prowadzenia otwartej rozmowy, zwłaszcza o emocjach.
Praktykujący poliamoryści uważają, że monogamia odbiera im możliwość swobodnego decydowania, pozbawia ich możliwości odczuwania szczęścia. Uważają, że można swobodnie i bez obaw kochać wiele osób na raz…
Wracając jeszcze do serialu – jest on bardzo przyjemny, zabawny i lekki, idealny na odprężenie. Elementy erotyczne i tematyka poruszająca kwestie związków poligamicznych jest bardzo rzadko spotykana i według mnie właśnie to wyróżnia ten serial na tle innych. W każdym razie ja już podczas oglądania pierwszego odcinka zaczęłam wczuwać się w sytuację głównych bohaterów i zastanawiałam się co bym zrobiła, gdybym była na ich miejscu…
Czy moja reakcja byłaby taka sama 5 lat temu, dziś i za kolejnych 10 lat? Czy to możliwe, żeby nasza dojrzałość emocjonalna, otwartość na innych i chęć doświadczenia czegoś nowego zmieniała się w zależności od tego, na jakim etapie życia jesteśmy? Na pewno dojrzałość odgrywa tu duże znaczenie. W związkach poliamorycznych partnerzy muszą się odznaczać dojrzałością emocjonalną, umiejętnością budowania stabilnych relacji, ponieważ każdemu z partnerów należy poświęcać taką samą ilość czasu, uwagi i zainteresowania.
Na pewno wiek również ma tutaj znaczenie. Uważa się, że osoby młode nie są w stanie realizować właściwego związku poliamorycznego, ponieważ znajdują się dopiero na etapie poznawania siebie, swoich poglądów i tożsamości. Dlatego ryzyko wejścia w związek poliamoryczny ze względu na chęć spróbowania czegoś odmiennego jest stosunkowo wysokie u osób młodych i niedojrzałych.
I tak sobie teraz myślę i nie bardzo wyobrażam sobie taką sytuację, kiedy jesteśmy dojrzali, mamy już świadome dzieci i pewnego dnia oświadczamy im, że w domu zamieszka z nami drugi tata czy druga mama – to musi być bardzo trudna sytuacja.
Choć z drugiej strony, pisanie tego tekstu uświadomiło mi również, że nigdy nie rozmawiałam z córkami w taki sposób. Tłumaczyłam im, że związek może tworzyć kobieta i mężczyzna, dwóch mężczyzn lub dwie kobiety, ale nigdy nie opowiadałam im, że związek i rodzinę może tworzyć więcej osób.
Ciekawe to wszystko. Myślę, że mam nad czym popracować – w końcu chciałabym wychować dziewczyny na świadome, otwarte i tolerancyjne kobiety. Dzięki serialowi i rozmowie przeczytanej w gazecie zaczęłam bardziej intensywnie zgłębiać temat. Dowiedziałam się, że związki poliamoryczne są dość popularne w USA i Europie Zachodniej. W Polsce od kilku lat dopiero zaczynają się pojawiać i formować wspierające się środowiska a samo zainteresowanie tematem istnieje i stale rośnie.
Podczas researchu dowiedziałam się również, że już 8 lat temu przyjechała do Polski dr Deborah Anapol, która jest wielką orędowniczką związków poliamorycznych, psychologiem klinicznym oraz autorką ważnych książek o tej tematyce. Mimo małej liczby uczestników udało się jej poprowadzić warsztaty.
Tak jak wspomniałam wcześniej u nas temat dopiero raczkuje i ciężko zebrać małą grupę osób, podczas gdy w USA organizowane są coroczne zjazdy poliamorystów. Chociaż w tym momencie i tak jest lepiej niż 8 lat temu – chwilę poszukałam w internecie i znalazłam kilka aktywnych grup i dowiedziałam się, że co jakiś czas organizowane są warsztaty czy spotkania, na których można dowiedzieć się jak taki związek może w ogóle funkcjonować.
Podobno poliamoria zdarza się nam dużo częściej niż jesteśmy w stanie się do tego przyznać. Być może żyjemy w niewiedzy, nie umiemy nazwać tego co się z nami dzieje, a może to po prostu zwykła hipokryzja i nie zawracamy sobie zbytnio tym głowy.
“Nie jest moją intencją podważanie sensowności życia w duecie, tylko zauważenie skłonności do zakochiwania się w kimś innym. Pracuję z mężczyznami, którzy mają kochanki i kochają żonę, i “tę drugą”. On się nie wyprowadza nie dlatego, że jest mu przykro z powodu psa czy dzieci, tylko naprawdę kocha dwie kobiety naraz. Niestety, nie ma tak “jeśli kochasz, to nie okłamiesz, jeśli kochasz, to nie zdradzisz. Życie nie jest zero-jedynkowe” – mówi psychoterapeuta Michał Pozdał.
Zastanawiam się dlaczego tak mało mówi się o zjawisku poliamorii? Żyje na świecie tyle lat i jeszcze się nie zetknęłam z tym, żeby ktoś z mojego otoczenia bliższych lub dalszych znajomych był w takim związku. A może ja po prostu o tym nie wiem? Może tercety poliamoryczne nie lubią się afiszować swoim poliamoryzmem?
Nie bez znaczenia jest to, że jesteśmy społeczeństwem dość konserwatywnym pod względem obyczajowości a silną pozycję odgrywa u nas religia rzymskokatolicka, która odmawia miana normalności każdej relacji innej niż heteroseksualna para. Dodatkowo, znaczną część czasu poświęcamy na pracę, nie zagłębiamy się za bardzo w nasze życie uczuciowe. Lubimy wszystko to co jest proste, mało skomplikowane. Jeśli czegoś nie rozumiemy, zamiast bardziej zgłębić temat, najzwyczajniej w świecie od niego uciekamy. Jeśli coś sprawia nam trudność, odsuwamy to jak najdalej od siebie, zamiast przyjrzeć się temu z bliska.
Tak jak wspomniałam wcześniej – nowo odkryty serial zbiegł się w czasie z przeczytaną w Wysokich Obcasach rozmową, stąd dużo na ten temat ostatnio myślałam. Właściwie jak przyjrzeć się z boku to przez ostatnie dni chodzę o w kółko o tym gadam. Raz nawet miałam taki sen, w którym to w naszym związku pojawiła się trzecia osoba i był to mężczyzna… Nie ukrywam – rano, kiedy się obudziłam byłam nieco zmieszana. Nie bójcie się o to, co powie Martin, kiedy to przeczyta. Jak już pewnie wiecie, w naszym związku rozmawiamy dosłownie o wszystkim (choć zapewne każde z nas jakieś swoje drobne sekrety ma). Tego dnia, rano opowiedziałam mu o tym, co mi się śniło. Czy był zdziwiony? Chyba nie, a przynajmniej nie dał tego po sobie poznać.
Musiałam podzielić się z Wami moimi przemyśleniami. Ciekawa jestem jakie Wy macie zdanie na ten temat? Czy wyobrażacie sobie, że żyjecie w takim poliamorycznym związku? A może znacie ludzi, którzy tworzą taką relację? Jak już wspominałam wcześniej – ja osobiście nie znam, a w sumie szkoda, bo chętnie bym posłuchała ich opowieści i zobaczyła jak taki związek funkcjonuje.
Na koniec jeszcze krótka porada. Pamiętajmy o tym, że nawet jeśli my sami nie jesteśmy poliamorystami, i co za tym idzie – nie rozumiemy ich potrzeb i stylu życia, nie możemy zabierać im prawa do podejmowania świadomych decyzji i życia według ich zasad.
Ciesze się, że napisałam ten tekst, myślę, że warto poruszać ten temat, otwierać horyzonty, być tolerancyjnym dla ludzi o odmiennym od naszego stylu życia. Jeśli i Wy tak uważacie będzie mi miło, gdy przekażecie ten tekst dalej.
Cóż, nie czytaj Wysokich obcasów, to szkodzi bardziej niż myślisz, rozkmino
Bardzo dziękuję za ten tekst, za własną opinię. Masz super fajne pióro! 🙂 No i przede wszystkim dziękuję, że poruszyłaś ten temat 😉